Duża część spaceru pod Górach Bystrzyckich ubiegła w głębokiej ciszy, przez co ten film jest nieco inny niż pozostałe do tej pory publikowane na kanale.

Ruszyłem z Dusznik-Zdroju żółtym do góry. Pierwsze podejście do Schroniska pod Muflonem minęło bardzo sprawnie, choć Sunny wytarzała się w jakimś truchle. Chciała pachnieć lasem, narzucić naturalny kamuflaż. Wchodzę na czerwony, który schodzi fajną dolinką i wiedzie wzdłuż strumyka Cięciwa naprawdę urokliwą okolicą. Trochę widoków przez moment ze zbocza Góry Błażkowej i kilkanaście minut później można już się wspinać krótkim i stromym podejściem na Rudnik. Grań między Rudnikiem a Wolarzem jest mocno zasypana, pokrywa śnieżna na poziomie 50-80 cm, zapadam się miejscami po kolanko. Staram się jednak trafiać stopami w ślady osoby, która wcześniej tamtędy szła. W myślach jej mocno dziękuję za te ślady.

Z Wolarza kręcę czarnym w dół i docieram do drogi, która nazywa się Remontowana. Jest odśnieżona pługiem, tutaj kilometry płyną naprawdę szybko. Pierwszy raz zza chmur wychodzi na chwilę słońce. W pewnym momencie szlak zielony nie jest już wyjechany przez żaden pojazd, ani wydeptany przez nikogo po ostatnich śnieżnych nawiewach. Ponad 2 km toruję szlak w głębokim, mokrym śniegu. Taka aktywność wysysa ze mnie energię o wiele bardziej niż wszystkie dzisiejsze podejścia razem wzięte. Do końca zostało ok. 11 km, zacząłem swoje czarnowidztwo, że gdyby taka droga miała być do końca to marny mój los. Wiedziałem jednak, że bliżej Schroniska pod Muflonem musi być lepiej, na pewno już ktoś tamtędy dreptał. Nie myliłem się – niebieski Szlak Papieski od miejsca gdzie rozdziela się z zielonym, nieopodal Dzikiej Orlicy był już wcześniej przejechany przez jakieś maszyny. Raduję się straszliwie – to oznacza, że kilometry do końca już płyną, a wędrówka nie jest udręką. Tym bardziej, że prowadzi pięknym wąwozem obok Czerwonego Potoku.

W pewnym miejscu szlak przecinają dziesiątki tropów parzystokopytnych. Ależ to musiało być liczne stadko! Całkiem niedaleko zamknięcia mojej pętelki (#zróbkółko, hehe) koło schroniska przez kilkaset metrów po górach oprowadza mnie sarna. Biegnie, skacze, tańczy piruety, wykonuje radosne toe loopy i towarzyszy mi na zboczu Koniucha prawie aż po obszar Ptasiej Góry. Świetnie mieć takiego górskiego przewodnika. Gorzej tylko, że Leśka w takich sytuacjach pręży muskuły i napina łączącą nas linkę amortyzowaną. Spacer to nad wyraz udany, choć miejscami trudny ze względu na mokry śnieg i na niżowe podmuchy silnego wiatru. Byle do następnego…


Trasa: https://en.mapy.cz/s/korehusako