Pierwszy raz pojechaliśmy w Beskid Żywiecki, gdzie uciekliśmy od codzienności na dwa pełne dni. Końcówka majówki w Beskidach przez duże eM. Wyjazd o 5:00 rano i już o 9:00 byliśmy (z wariacikiem Danielem) na żółtym szlaku w kierunku Wielkiej Raczy.

Z Wielkiej Raczy na Rycerzową Wielką

Pierwsze 5 km cały czas pod górę, ale droga szeroka, szlak łagodny, nieznacznie wznoszący się w górę. W schronisku na Wielkiej Raczy raczymy się lokalnym american pale ale z pieczątką schroniska na etykiecie. Wchodzimy na platformę widokową i kopara opada. Dookoła COŚ! Wybitnie widokowe miejsce, dostrzegamy nawet zarys Tatr. Później czerwonym wzdłuż granicy natrafiamy na kilka przyjemnych dla oka hal i łąk. Po drodze trwa rozkminka, gdzie zajrzymy na obiad – czy odbijemy do Przegibka, czy wytrzymamy do Rycerzowej. Pada na drugą opcję i w zasadzie z każdym metrem okazuje się, że jakoś niespecjalnie groźnie wyglądający wcześniej profil wysokościowy trasy (wydawało nam się, że będziemy sobie dreptać głównym grzbietem jak jakimś wygodnym płaskowyżem) okazał się momentami dość wymagający. Co chwila góra – dół, góra – dół i zero szans na płaski teren. Do tego miejscami uciążliwe błoto lub mokry śnieg i okazuje się, że marsz do najłatwiejszych na pewno nie należał.

Nie bez nerwów wchodzimy na Rycerzową Wielką, a tuż pod nią testuję miejscowy specjał w schronisku – racuchy z borówkami. Całkiem spoko, szkoda tylko, że psiaki w schronisku nie są mile widziane i kosztujemy specjałów na mocnym wywiewie. Schodzimy w dół w kierunku Soblówki w poszukiwaniu wiaty na nocleg. Będziemy mijać 3 wiaty, więc spokojnie wybierzemy sobie najlepszą. Pierwsza na Siodle Przysłop jest w kompletnej rozsypce – zniszczona podłoga, zawalony dach, kupa śmieci w środku. W zasadzie ta budka nie nadaje się już do niczego. Kolejna wiatka przy potoku Cicha po dłuższym namyśle okazuje się być dla nas niemal idealna. W planie malutkie ognicho, skromniutka biesiada i przytulny wypoczynek na drewnianej podłodze pod wiatką.

Przez Przysłóp Potócki do Rycerki

Jeszcze słów kilka o biesiadzie dnia poprzedniego. Nie zdążyłem nadmuchać materaca, a Danielek już wzniecił skromniutki ogień, który tuż po zmroku dał nam możliwość cyknięcia całkiem fajnych fotek. Opału dookoła wiaty mieliśmy w brud. Nie trzeba było odchodzić dalej niż 15 kroków, żeby nazbierać sporo połamanych gałęzi, które pozwoliły nam zagotować wodę, usmażyć kiełbę (w zależności od potrzeb). Bliskość Cichej dawała totalne poczucie bezpieczeństwa – z pragnienia nie wyschniemy, mamy kontrolę nad ogniem mając nieograniczony dostęp do wody oraz możemy zasnąć przy akompaniamencie szeleszczącego w korycie potoku.

Otwieram rano oczy i obok mnie przebiega po podłodze w wiacie mała, zgrabna myszka. To chyba znak, żeby się zbierać. Toaleta, śniadanko i pakowanie, później zejście zielonym do Soblówki. Tam zaczynamy podejście na Przełęcz Kotarz. Dalej przez Rycerki, gdzie szlak wiedzie niemal przez podwórza gospodarstw. Chwilę później po raz pierwszy gubimy szlak by w błocie po kostki na niego wrócić.

Chcemy kierować się na bazę namiotową Przysłóp Potócki, ale przeoczyliśmy szlak bazowy i idziemy na szagę strumieniem w górę. Bez wątpienia najdzikszy zaułek jaki odwiedziliśmy w ciągu tego weekendu. Przed dotarciem na bazę nabieramy wodę ze strumienia, będzie gotowane z kuchenki turystycznej. Baza wygląda bardzo przyzwoicie, sporo drewnianych chatek z podstawowym wyposażeniem, jest lekko widokowo. W zimniejszych miesiącach zapewne duży wygwizd. Po posiłku ruszamy pod Bendoszkę Wielka i rozpoczynamy ostatnie zejście do Rycerki Górnej. Na ostatnich metrach poklepujemy się po plecach z poczuciem dobrze wypełnionej misji wyjazdu. W Beskid Żywiecki na pewno warto.

Traska:
– dzień pierwszy: https://en.mapy.cz/s/rezarajugo
– dzień drugi: https://en.mapy.cz/s/mumomojavu

This slideshow requires JavaScript.