„Robię” z piesiami Worek Okrzeszyński. Po wyjściu z historycznego Chełmska Śląskiego przez Błażejów wdrapaliśmy się na Leszczówkę. Później weszliśmy na zielony szlak graniczny z Czechami i wspaniałymi ścieżkami dotarliśmy do miejsca biwakowego. Jest ogień, jest wiata, ale śpimy w namiocie z widoczkiem, a nieopodal jest wodospad, nad który udaliśmy się drugiego dnia.
Słyszałem, że lepiej tam być po obfitych opadach deszczu, a w tygodniu coś padało. Wyobrażenia: ale się wykąpie pod wodospadem(!), rzeczywistość: mały ciurek pozwolił chociaż napełnić butelkę wodą. 😶 Wróciliśmy na zielony szlak graniczny prowadzący pofałdowanymi łąkami aż do zalesionych podejść. Później trafiliśmy na skrytą tuż przy szlaku jaskinię zwaną Niedźwiedzią norą i sporo miejsc widokowych. Ten wspaniały graniowy fragment jest zarazem niewielkim polskim skrawkiem Gór Jastrzębich. Znów weszliśmy na chwilę na czeską stronę by sprawdzić wiatę i źródełko. Wszystko pico bello. Po stromym zejściu do Okrzeszyna wokół naszej ścieżki zaczęły rozpościerać się przepastne łąki. Czuć tu aromatyczny zapach Beskidu Niskiego. Później dostaliśmy ostro w kość, trafiły się dwa wymagające podejścia, kończyła się uzupełniana przecież dwukrotnie woda, a my walczyliśmy, żeby skończyć spacer przed burzami, co w efekcie się powiodło. ☺️
Przez dwa dni spotkałem tylko trzech rowerzystów i to i tak bliżej cywilizacji oraz dojazdowych dróg asfaltowych. Worek Okrzeszyński to dla mnie – jak na razie – odkrycie roku, istna sudecka perełka.