Nocleg na wysokości ponad 800 metrów to wciąż ryzyko przenikliwego zimna nad ranem. Lubię namioty, ale pierwsza noc w Chińczyku i kondensacja jakiej nie pamiętam od dawien dawna (ostatnie lata to przeważnie czasy tarpika). W ciągu 30. pierwszych minut marszu spotykam dwóch wędrowców. Zważywszy na wczesną porę i leśne zadupie – musieli spać przy szlaku i być może „robią” go w całości. Nie wiem, nie zagaduję. Od rana grane jest słońce, przez co pozytywne nastawienie nadchodzi samo z siebie. Przechodzimy przez Przełęcz Gierałtowską – to miejsce, w którym można czegoś dowiedzieć się o Szlaku Kurierów Solidarności. Ponoć jest tam też tablica upamiętniająca działalność związkowców, ale tej nie znalazłem. Później Karpiak, a na nim ruiny zamku Karpień. Sporo ludzi piknikuje, więc szybko lecę dalej, odkrywając nieopodal kopalni bazaltu w Lutyni bajkowe łąki. Leśka uwielbia takie przestrzenie, robi z 10 fikołków i tarzań w zieloniutkiej trawce. Nadaję jej nawet drugie imię – Łąka. Jest dwusylabowe i żeńskie, czyli pasuje. 😸 Od Przełęczy Lądeckiej ludzi jak mrowków, wszyscy gramolą się na Borówkową. Na jej szczycie czeski festyn z muzyką, kiełbą i wystrzałami z armaty. 25 minut stoję w kolejce po Holbę z kija, którą później Sunny fajtłapcia tracą łapą i tyle z przyjemności. Dalej liczy się już tylko dotarcie do Złotego Stoku i uzupełnienie zapasu wody. Miałem w planie namiotowy nocleg za Mąkolnem, ale babrzysko, mnóstwo dziczych tropów i odchodów oraz siano rozrzucone na polu nie były zwiastunem spokojnej nocy. Poszedłem dalej, ale znalezienie dogodnego miejsca na nocleg graniczyło z cudem, a to chaszcze, a to nierówno, a to miejsca żerowania dzików. I tak stał się mały cudek, bo tuż przed Laskówką znalazłem mały pagórek, osłonięty krzakami z jednej strony i żadną cywilizacją aż po horyzont, a ten wyznaczały Góry Bardzkie. Przytulne miejsce na zasłużony odpoczynek. Do snu kołysała nas melodia głębokiego szczekania kozła sarny z pobliskiego lasu.

W namiociku z widoczkami spaliśmy jak zabici. To zapewne przez to, że wczoraj dorzuciliśmy trochę dystansu i cała załoga była padnięta. Dzięki temu można było pospać do 6:45. Dziś zostało już bardzo niewiele, więc nigdzie się nie spieszyliśmy. Najpierw urokliwa Laskówka i dolinka za nią z potokiem o nazwie Stępa. Myję się tam prowizorycznie (bez omiatania 🤓), aby współtowarzysze podróży w pociągu nie cierpieli zbyt mocno. Zostało ostatnie podejście ma Obryw Skalny unoszący się nad Bardem. Na tarasie widokowym jestem zupełnie sam. Schodząc już do Barda spotykamy salamandrę plamistą w swoim naturalnym środowisku (trochę deszczyk siąpi). Tym miłym akcentem żegna nas szlak, którego finalna kropka znajduje się na słupie przed mostem na Nysie Kłodzkiej. Sumiennie wykonany obowiązek włóczykija uczciliśmy hot dogiem (bez parówki, opcja wege 🥳) z Żabki. Bardzo to miły był spacer, gdzie poza super lasami i pofałdowanymi górami, poznaliśmy też trochę historii tego, jak to kiedyś polscy i czechosłowaccy opozycjoniści spotykali się na tych pagórach z dala od oczu bezwzględnych WOP-istów. Wspaniałe też jest to, że żyjemy w czasach, kiedy przekraczanie granicy nie jest czymś niemożliwym albo nadzwyczajnym.

D3
Dystans: 37,3 km
↗️ 1221 m ↘️ 1733 m ⌛10h25min

D4
Dystans: 8,6 km (całość: 106,4 km).
↗️ 248 m ↘️ 359 m ⌛2h12min