Kilka lat temu niewątpliwą atrakcją tego szlaku była przeprawa promowa przez Bug z Brańszczyka do Kamieńczyka. Dzisiaj prom już nie pływa, więc trzeba nadkładać kilometrów i cisnąć przez Turzyn na najbliższy most po którym leci trasa S8. Do ostatniej chwili nie wiedziałem czy jest tam chodnik, żeby przejść obok pędzących samochodów. Ostatecznie udało się przejść na drugą stronę rzeki, kamień spadł z serca. A tam już zaczęliśmy wędrówkę po Puszczy Kamienieckiej. Zapasy wody uzupełniliśmy w sklepie w Kamieńczyku i przemieszczaliśmy się wzdłuż Bugu. Na jednym z dziesiątek świetnych miejsc miałem rozbić się z namiotem, ale było dopiero południe i postanowiłem, że spróbujemy dojść do końca szlaku. Nawarstwiło się kilka rzeczy na taką decyzję: przemoczony (kondensacja) i rozdarty namiot, mikrourazy, infekcja gardła i upierdliwe komary. Nie dało się przystanąć nawet na pojenie psów. Miałem wrażenie, że leci za mną cały ich wianuszek i jedyną opcją ucieczki jest ciągłe gnanie naprzód. W miejscach szczególnie uwodnionych, jak np. mijane dwa rezerwaty, nic jednak nie dawało nawet bycie w ruchu. To z kolei sprawiało ból ze względu na pęcherz na pęcherzu czy zatarcie pachwin i takie to spacerowanie miast być radością stało się udręką. Na zaciśniętych zębach docisnęliśmy do końcowej kropki o 16:20, a pół godziny później Koleje Mazowieckie zabrały nas w stronę domu. Nie pamiętam, żebym dał psom i sobie tak w kość. Nic przyjemnego, nie polecam tych spacerów, lepiej sobie odpalić majówkowego grilla.
PS. Dzień później już obudziłem się w domu i choć ciało boli, to myśli zgoła inne niż wczoraj. To jest naprawdę dobrze poprowadzony i ciekawy szlak. Poziom naładowania leśną zielenią przekroczył miesięczne zapotrzebowanie statystycznego labtrekkingowca. 🙂
Dystans: 43 km/111,5 km ⌛9h4min