Przed Wami jeszcze jedna eksploracja Sudetów, tym razem Góry Sowie na 8h marszu. Kultywacja akcji #zróbkółko w najlepszym wydaniu. W dodatku ten spacer to moje ostatnie przetarcie przed Głównym Szlakiem Sudeckim.
6:45 wyruszam z Kamionek czerwonym paskiem i już śmig – łapię wzrokiem pierwszą i jedyną tego dnia sarnę. Wchodzę pod górkę, teren tu nazywa się Spalonym Lasem. Chwilkę później już stromo w dół i zaczyna się spokojne, sukcesywne podejście pod Wielką Sowę. Po drodze jeszcze idę zboczem Młyńska i później szlak prowadzi mnie już urokliwą ścieżynką pod najwyższy szczyt Góry Sowich. Między świerkami wyłania się wieża widokowa i już jestem na szczycie.
Mała Sowa i szlak fioletowy
Dwa kawałki czekolady i kieruję się z ekscytacją na Małą Sowę. Nie byłem na niej wcześniej, więc jest napięcie przed nieznanym. O mały włos nie minąłem tabliczki z napisem Mała Sowa. To by było na tyle, nie ma tam nic więcej ciekawego. Schodzę żółtym do… fioletowego. Teraz kilka kilometrów wygodną szutrowką. Mijam schronisko Sowa, kilka górskich strumyków, super nawiewy chmurne, wśród których wędruję. Pogoda tego dnia rano pochmurna, po południu słoneczna. A wyszykowałem się na deszcz.
Intensywność wiosennych barw
Na Lisich Skałach skręcam na niebieski. W miejscu krzyżówki jest super miejsce widokowe. Obok mnie zatrzymuje się samotny wędrowiec. Chwilę cykamy zdjęcia górom w milczeniu. Po krótkim dreptaniu pierwszy raz witam się z progiem Zygmuntówki. Co za serdeczni ludzie prowadzą ten przybytek! Więcej opowiem na filmie.
Po krótkim przystanku w schronisku śmigam na zielony, gdzie wiosenna zieleń rozwala mnie na części. Taka intensywność zieleni zdarza się tylko o tej porze roku. Jakby ktoś wyjął wiele odcieni pastelowego zielonego i pomalował mój świat.
Nie ufajcie wszystkim ścieżkom na mapie w aplikacji
Wchodzę na niebieski, z którego odbijam na szlak bez oznaczeń. Wędruję w słońcu, doceniając cień mijanych drzew. Po chwili gubię swoją drogę. Powinienem odbić w krzaki, ale nie było żadnego śladu. Wracam, szukam – nic, żadnej dróżki. Idę w krzoki, potykam się o gałęzie, pokrzywy pieszczą moje piszczele. Jest pięknie, tu zaczęła się przygoda. Niby pół kilometra „na szagę” przez zarośla daje przyjemny zastrzyk adrenaliny spod znaku buszowej frajdy. Dochodzę do zielonego i jestem uratowany. Później już tylko na parking pod kościół w Kamionkach i tam dobiega końca szybka przygoda z Górami Sowimi.
Dystans: 31,8 km 1357 m 1357 m
Traska: https://mapy.cz/s/dusototuva