Od samego rana można iść w krótkim rękawku, bo podejście z Ustrzyk na Gromadzyń solidnie rozgrzewa. Po kilku chwilach w lesie lądujemy w wioseczce Równia. Tam odbijamy 200 m od szlaku, aby zobaczyć cerkiew. Warto. Później znów kapitalne łąki kwietne, a dalej już tylko mroczny las i wejście stromizną na Zawał, co jest niemal równoznaczne zejściu na niego. Do tej pory mijamy kilka dostojnie spacerujących saren, kozła i jak zwykle popylającego przed nami zająca. Schodząc do Daszkówki podziwiamy pięknie przełamane pofałdowaniem terenu pastwiska z górami w tle. Dla takich widoków idzie stracić głowę, oszaleć, wierzyć w cudowne uduchowienie natury. W Teleśnicy Oszwarowej na szlaku jest sklep, który otwiera się dzisiaj o 9:30. Jesteśmy trochę za wcześnie, więc czekamy 15 min, aby móc podbić wskaźnik baterii Ducha Sanu.Pod sklepem posiedziałem aż godzinkę – to do mnie niepodobne, ale dystans dziś spokojny, a w dodatku fajnie pogadałem z panią sklepową. Dowiedziałem się, że niedźwiedzie u nich są, ale nie ma co się bać, zwłaszcza, że idę z psem. Pani powiedziała tylko, że bardziej obawiałaby się właśnie o psa, bo sporo wilków. Wszystkie psy z Teleśnicy śpiące na zewnątrz są już martwe. Żyją tylko te, które nocują w domostwach za zamkniętymi drzwiami. Ok, pocieszyła mnie Pani z niedźwiedziami, więc idę spokojniejszy, wzbogacony o relaksujący ekstrakt chmielowy. Kilka kilometrów dalej naprawdę zaczyna się dzicz, jakiej w Sudetach nie uświadczysz. Przedefiniowałem sobie trochę pojęcie „mnóstwo tropów” z wczoraj. Wygląda jakby wilki z niedźwiedziami znaczyły sobie terytorium i walczyły o każdy skrawek. Po kolejnej odciśniętej łapie przestaje już robić temu zdjęcia/filmy. Tyle tego jest. Zresztą sami popatrzcie na zdjęcia – świeża porcja odchodów i tropów prosto na Wasze odbiorniki. W pewnym momencie widzę odciśniętą małą niedźwiedzią łapę, a Leśka łapie trop. To niedobrze, bo być może jest tu niedźwiedzica z małymi. Po chwili – akurat kręcąc kamerką – widzę coś dużego, jak przemieszcza się w gęstwinie. Na pewno nie były to parzystokopytne, które znam i wiem jak kicają. Zresztą, to nie było to umaszczenie. Na 90 procent jestem pewien, że pierwszy raz w życiu widziałem tego drapieżnika! Jeśli o procentach, to na 100% on, a może bardziej ona słyszała mnie wcześniej i usunęła się ze szlaku, o czym świadczy ogrom świeżych tropów w tej okolicy. Myślę nad tym przez kolejne długie minuty i zastanawiam się, jakie to było majestatyczne. Potwierdziły się wszystkie relacje z YouTube, które widziałem przed wyprawą, że ten teren jest ultra-dziki. Najważniejsze dla mnie, że dzisiaj przyjmowałem to już z dużą pokorą, na spokojnie, bez jakiejś paniki. Wielki dzień! Następnie schodzę na Chrewt i Polanę, gdzie odwiedzam legendarny Bar pod Otrytem. To tu niegdyś spotkać można było bieszczadzkich zakapiorów, a ja dziś trochę przegaduję z lokalnym bieszczadnikiem. Po drodze do tego miejsca zobaczyłem jeszcze płótno zadedykowane Putinowi (macie to w zdjęciach). Powoduje to we mnie idylliczne refleksje. Oczy napełniają mi się łzami. Wyobraziłem sobie świat bez wojen…
Dystans: 26 km / 195 km
761 m 795 m5h55min
Kleszcze battle: Leśka – Paweł 19:1.
Piosenka dnia: „Hej naprzód marsz” – Proletaryat.