Wypad zimą w Karkonosze to z reguły starcie z warunkami, które można określać mianem tych dla koneserów.
Wymarsz z Przesieki przez Borowice, bo pamiętałem ze szlaku Szklarska – Wałbrzych wspaniały tamtejszy las. Chciałem zweryfikować czy na szlaku czarnym też jest taki wspaniały. Owszem, zaiste, jest. Jest taki wspaniały, że aż w nim zabłądziłem. Miejscami szlak zmieniał barwę na żółty. Co jest? Fatamorgana? Później wszedł centralnie w potok, a później zacząłem swoją walkę z lasem, gdzie zapadałem się po kolanko i gdzie brodziłem po strumykach. Na szczęście ogarnąłem głowę i wróciłem na szlak czarno-żółty. Kiedyś był chyba żółty, teraz zapewne promienie UV wypalają w nim czerń, więc raz jest żółty, a raz czarny. No, wspaniały las. 😎 Oczywiście od samego startu cały czas lało, więc przemokliśmy z psami do suchego podszerstka. W Samotni przerwa na piwo i pierogi, a wyżej już było tylko gorzej. Powyżej Strzechy wiatr raczej spokojnie osiągał powyżej 100km/h. Kilka razy Leśka została przestawiona podmuchem, co początkowo lekko ją dezorientowało. Miałem plan na Parohaca w Lucni Boudzie (mission completed) i na to by polecieć czeską stroną do Boudy u Bileho Labe, a później na Przełęcz Karkonoską (bo las, ciszej, mniej wichury)…