Szałas, w którym spałem okryła w nocy gęsta chmura i zrobiło się mocno mrocznie. Budziłem się 3 razy, żeby dorzucić do kozy i podbić komfort termiczny. Rano dalej byłem w chmurze, widoczność na 10 metrów, więc wolałem od początku marszu podśpiewywać, żeby nie wpaść na jakieś zwierzę, które nie miałoby szansy na wcześniejsze dostrzeżenie mnie w tej mgławicy. Ruszyłem o 5:00 i choć chciało się jeszcze spać. Kupiłem dwa bilety do parku na dwie osoby – drugą była przecież Lesia. Zdecydowałem się, że zminimalizuję jak tylko mogę nagięcie przepisów i pocisnąłem szlakiem zielonym przez Małą Babią Górę, który idzie w sumie równolegle do GSB, lecz poprowadzony jest granicą BgPN, więc w moim mniemaniu idąc tamtędy z psem zrobiłem to legalnie. Metry w górę zdobywało się tu w zabójczym tempie, lubię taką chłostę na dłuższym dystansie. 😈 Na Diablaku, gdzie wciąż są odcinki zaśnieżone, melduję się o 7:40. Jestem szczęśliwy, bo to najwyższa góra na całym GSB, choć pogoda na niej chyba nigdy nie rozpieszcza. Nie ma mowy o żadnych widokach, mgła i ziąb siekają bez litości. Na Przełęczy Krowiarki kamień… a gdzie – GŁAZ spada mi z serca. Mam ten park za sobą, myślenie o tym spędzało mi sen z powiek przez pół roku (!). Jestem bliski łez radości, bo cały proces (logistyczny, emocjonalny) tego przejścia kosztował bardzo wiele moje sumienie i planistyczną głowę. Wszystko po to by zwyczajnie nie łamać przepisów. Dalej wędruję sobie z poczuciem wielkiej ulgi. Na Głowniaku droga zrywkowa wprowadza mnie w błąd i muszę kluczyć trochę po krzakach. Dalej spotykam bardzo sympatycznego Pana Norberta (pozdrawiam i powodzenia na ostatnich kilometrach!), który idzie szlak z drugiej strony. Dowiedziałem się, że jestem już ósmą mijaną przez niego osobą idącą ku wschodowi. Później mijam jeszcze jednego chłopaka, dla którego jest to 15. dzień na szlaku. Gdzieś tam w duszy się cieszę, że długie dystanse w Polsce tak się przyjmują. Polica w dużej mierze usłana jest martwym drzewostanem, co czyni ten las takim trochę pierwotnym. Pierwszy raz wyraźnie odsłaniają się Tatry. Dochodzę do Schroniska PTTK na Hali Krupowej, gdzie po łącznym dzisiejszym bilansie 399 zrobionych pięter w górę, zasłużyliśmy na odpoczynek.


Dystans: 22 km / 119 km
↗️ 1385 m ↘️ 1393 m⌛6h48min
Morale: wolicjonalnie i z wątroby.
Piosenka dnia: „Złe kilometry dzielą nas” (mało higieniczny mister antyszczepionka).