Dzisiaj samotnie, dziś bez Leśki. Dziwnie jakoś tak, chyba nie umiem chodzić bez psa. Dzwoneczek chciałem przyczepić do pasa maszera, ale go nie było. Przekraczałem potok i chciałem powiedzieć: „no idź, napij się”. Ale to bardzo dobrze, że dziś odpoczywała. Raz, że wczoraj były już pierwsze oznaki zmęczenia, a dwa, że dziś słońce smali niemiłosiernie. Podchodzę na Kiczerę Bereżczańską i już po porannej gęsiej skórce nie ma śladu. Później trochę pośród drzew aż do momentu, gdzie na wysokości Berda Borsukowego kończy się las. Zadziwiające, ale czułem to samo, co rok temu, gdy idąc GSB i przekraczając granicę lasu właziłem na Smerek. ZA-TY-KA! Chwyta za gardło, rzuca o glebę i pozwala oszaleć. Ten bezmiar przestrzeni, gór, dolin, brak śladów człowieczeństwa! Zachowuję się jak strzelec złotej bramki w ważnym meczu – euforycznie ściągam koszulkę i pozwalam mięśniom piwnym na opalando. W głowie piszę definicję wolności, aż mnie roznosi, że jestem tu zupełnie sam. Wolna Republika Bieszczadzka! Łzy radości tryskają mi z oczu, nie umiem opanować tego uczucia. Takie miejsca przy dobrej pogodzie to raj na ziemi. Spaceruję sobie to w górę, to w dół z jedynym celem – Bukowe Berdo, najwyższy punkt na całym Szlaku Karpackim. Jest bardzo przyjemnie, widok aż po ukraińską Lutańską Holicę. Przed Tarnicą mówię sobie, że nie idę, że byłem rok temu, że nie będę już tam sam, bo idą turyści. Szlakowskaz wskazuje raptem 15 minut podejścia i się łamię, próbuję wejść tam w 10. Robię to w sumie dla kilku sekund filmu i kilku zdjęć dla Was. Myślę sobie: niech te opisy i zdjęcia będą takim bonusem, formą podziękowania dla tych wszystkich, którzy wpłacili (lub wpłacą) na zrzutkę na pomoc niewidomym. Później już tylko długie schodkowe zejście do Wołosatego, gdzie mijam padalca, wycieczki szkolne i setki turystów. Przebiega mi przez głowę myśl: gdzieście wczoraj byli jak się mordowałem z Magurą Stuposiańską. 😉 Aha, okej, tam nie ma widoków… Trochę oddaję im rację, wejście w te tereny to creme de la creme dla oka wielbiącego góry. Pogoda żyleta, aż za bardzo, blisko 7 km asfaltu do Ustrzyk Górnych pali stopy i kark. Dobrze, że Lesławka tego nie przeżywała. Po drodze jeszcze mijamy znajomą 🔴 kropkę w Wołosatym, przy której rok temu się wzruszałem. Dziś znów Kremenaros alias legendarny Pulpit, a jutro wracamy w góry w duecie. Trzymajcie proszę kciuki, bo mocny dzień się zapowiada z prognozą burzową. Oby się nie spełniła…
Dystans: 23 km / 249 km
↗️ 1105 m ↘️ 1040 m⌛5h13min
Piosenka dnia: „Spirit of freedom, eternal wanderer!
Joyful solitude!
Higher and higher
Towards the stars of awareness
Let worlds of imagination and fact become one
When I am you and you are me” – Chant for Eschaton 2000 by Behemoth