20 sierpnia ubiegłego roku odbyła się już 6. edycja drzwi otwartych w czeskim browarze Dobruška. Jak to u Czechów – było mocno rodzinnie, pociesznie, pozytywnie, wesoło i przede wszystkim piwnie.
Festiwal nie dla psów
Przez urokliwy ryneczek małego miasteczka o nazwie Dobruška ochoczo ruszyliśmy z Sunny w kierunku bramy wejściowej na teren festiwalu. Niestety, już na wywieszonym przed wejściem regulaminie organizatorzy dali znać, że nie życzą sobie futrzaków na terenie browaru. To samo potwierdził nam też pan stojący na bramce. Zabolało nas to tym bardziej, że teren festiwalu był dość spory i wydawało nam się, że spokojnie można będzie usiąść sobie z dala od koncertowego hałasu, aby na zielonej trawce spożywać piwko z rodzimego browaru. Sunny ucięła więc sobie drzemkę w pokoju hotelowym, a my z minuty na minutę przyglądaliśmy się coraz większym tłumom nadciągającym do browaru na jego święto i coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę, że organizatorzy postąpili całkiem rozsądnie. Głośna muzyka serwowana ze sceny – to raz, a dwa to ilość festiwalowiczów wieczorową porą było już na tyle duża (ok. 2 tysiące), że pies na terenie imprezy z pewnością nie czułby się komfortowo.
Słów kilka o piwie
Tutaj niestety małe załamanie. Przyzwyczajony do kocourowych przeglądów piw z różnych browarów miałem nadzieję na testowanie różnych czeskich pivovarków, a skończyło się tylko na jednym. Dobruška na swoim terenie postanowiła być jedynym bez wyjątku monopolistą, przez co zakres dobrodziejstw ograniczył się jedynie do 5 różnych piw, z których najbardziej poprawny w to upalne popołudnie był F.L.Vek.
Pivovar Dobruška umożliwił tego dnia darmowe wycieczki po browarze i swojej słodowni. Nie skorzystaliśmy z tego jednak, za to wróciliśmy po psa i znów w okolice terenu festiwalu. Poza bramą nieco na „nielegalu” można było napić się piwka. Spontanicznie utworzyliśmy więc mały psi kącik, bo jak się okazało całkiem sporo osób wybrało się do Dobruški z psem i odbiło się od bramy wejściowej. I to właśnie tam – kilkanaście metrów od wejścia – stworzył się naprawdę sympatyczny klimacik.
Soundtrack: Scuzzy Yeti – Flare