Ostatni dzień na szlaku z Czempinia do Kobylina zapamiętam z kilku powodów. Za Pomocnem natrafiliśmy na czarnego kota, który oddawał się porannym zabiegom higienicznym i siedział na dróżce tyłem do nas. Zreflektował się, że nadchodzimy dopiero, gdy byliśmy z Leśką bardzo blisko. W tym czasie za kotem susy sadził kozioł sarny, co udało się ująć na zdjęciu, ale musicie dobrze się przyjrzeć. Asfaltowy odcinek do Dubina to długa prosta zachęcająca kierowców do depnięcia pedału gazu. Mało to przyjemne być tak wymijanym przez pędzące samochody. Później całkiem sympatyczny spacer pośród pól na wysokości Szymonki, obejście zbiornika retencyjnego w Jutrosinie i końcowa porcja niekończącego się asfaltu do Kobylina. Gdy do finiszu zostały cztery kilometry, projektanci szlaku wymyślili, że można iść drogą krajową numer 36, którędy mobilki pędzą po sto na godzinę lub więcej. Wypiąłem się na ten pomysł i poszedłem lasem ku torom. Spotkałem tam dużo saren, kozła (szukajcie tego skoczka na jednym ze zdjęć), a nawet alejkę okazałych dębów. Może się minąłem z powołaniem i powinienem być autorem szlaków w PTTK-u, a nie ktoś, kto tyczy szlak tak niebezpieczną szosą. Dworzec kolejowy w Kobylinie jest metą szlaku, ale długo nie mogłem zlokalizować końcowej kropki. Znalazła się na dachu przystanku autobusowego, gdzie potwierdziła się nazwa szlaku. Otóż zwie się on Wielkopolskim Szlakiem Turystycznym. Ładnie, prawda? No więc koniec, dziękuję za kciuki w górę i Waszą atencję. Dołączam życzenia spokoju na ten świąteczny czas, uszanowanko. 😚
Szlak Czempiń – Kobylin
D4: Sowy – Kobylin
🐾 26 km / 137 km ⌛5 h 10 min