Wydaje mi się, że ci, którzy śpią w plenerze są bardzo wdzięcznymi ludźmi. Zapewne uogólniam. Ten moment, w którym otwierasz oczy na świat po nocy w namiocie czy pod gołym niebem i ta wdzięczność do ziemi, do tego małego skrawka, że się wyspałeś, odpocząłeś… Że bezpiecznie, że zbytnio nie przemokłeś, że nowy dzień. No, tak mam.
O 7:00 rano, gdy jesteśmy gotowi do wymarszu do naszej psio-ludzkiej ekipy dołącza Piotrek, który mieszka względnie niedaleko i zechciał z nami dziś powędrować. Przelatujemy przez Borowno i Kruszynę i lądujemy w rozległych kompleksach leśnych. Pod stopami szeleszczą liście, idzie się bardzo pozytywnie, bo kilometry lecą błyskawicznie na różnorakich szlakowych rozmowach. W Prusicku zahaczamy o ostatni sklep na szlaku, więc trzeba się rozsądnie zaopatrzyć. Doszliśmy do Warty i wzdłuż niej pośród pięknych lasów i szarych wiosek doczłapaliśmy do lasu, w którym przyjdzie nam dziś spać. Obowiązkowo ognisko i suszenie namiotu po porannej kondensacji. Przy blasku trzaskających drew rozmowy płyną (Piotrek został na leśny nocleg) jak leniwy nurt coraz szerszej Warty.
Dystans: 35km / 61km 7h55min