To była prawdziwa – jak to mawia pewien wirtuoz słowa – truskawka na torcie. 3 dni spędzone na dzikiej rumuńskiej plaży z dala od cywilizacji i współczesnych wygód. Tylko ty i otaczająca cię natura. I pozostający do dziś w uszach szum fal…
Przemieszczając się z północy na południe Rumunii udało się wyczaić świetne, odludne i niesamowicie relaksujące miejsce. Vadu – mała wioska oddalona od dzikiej plaży dobrych 5 km piaszczystą drogą – to ostatnie miejsce, w którym mogliśmy zakupić zapasy straganowego jedzenia (!) i wody pitnej. Dalej już tylko słońce, plaża, morze, zero cienia i sporadyczne ilości przedstawicieli rodzaju ludzkiego.
Mając na uwadze dobro psa, najszybszą czynnością jaką trzeba było wykonać to rozbicie tarpa za pomocą kijków trekkingowych. Jak się okazuje, w warunkach plażowych, tarp zdał swój egzamin. Szkoda tylko, że nie znaleźliśmy żadnego wysokiego punktu zaczepienia, aby móc go zamontować trochę wyżej, ale ważne, że Sunny miała swoje schronienie w cieniu. I że co chwilę mogła sie ochłodzić w wodzie.
Jednego dnia na plażę dotarł pewien uprzejmy człowiek, który zapytał czy może wejść sobie na plażę. No przecież, że tak, dlaczego miałby nie móc? Po chwili zjawił się z kilkoma zjawiskowymi niewiastami. Tak oto przed naszym namiotem miała miejsce sesja z modelkami dedykowana zapewne do jakiegoś kalendarza. Efekty możecie podziwiać na poniższym materiale filmowym.
Soundtrack: Cinematic Piano Ambient – AShamaluevMusic.