Chwilę przed 7.00 zapukałem do pokoju Joachima, żeby się pożegnać. Spędziłem z tym gościem w trasie tydzień. To chyba rekord, żeby ktoś ze mną tyle wytrzymał w trakcie wędrówki. Zżyliśmy się: swoją obecnością pomógł mi wyjść z małego kryzysu na początku szlaku, bardzo polubił Leśkę (z wzajemnością) i był moim łódkowym mistrzem; to był naprawdę miły czas. Dalej cisnę jednak sam; jeśli chcę zdążyć na powrotny pociąg za trzy dni, muszę wrzucić trochę wyższy bieg. Zaczęliśmy z Lesławką dzień od siąpiącej z nieba dupówy. Miałem wrażenie, że za nami się rozpogadza, a my wciąż idziemy w kapuśniaku. W końcu i do nas dotarło słońce, które wydatnie wzmocniło dzisiejsze bajeczne widoki. To chyba dzień z największą ilością zrobionych zdjęć na szlaku. Spełniło się to, co wszyscy znający ten szlak zapowiadali – „idź na północ, finał będzie najlepszy”. Cały dzień byliśmy w głębokiej dolinie, a po obu stronach mijaliśmy olbrzymie góry (z przedziału 1300-1900 m). Co jakiś czas oczywiście jeziorka, wodospady i oczywiście stale wzdłuż krętych rzek o różnym zabarwieniu – najpiękniejsze te glacjalne, o błękitnej barwie. W schronisku Sälka miła gospodyni pozwoliła mi zadzwonić ze swojego telefonu do rodziny, abym mógł dać znać, że wciąż żyjemy. Musiałem to zrobić, aby najbliżsi się nie martwili, bo okazało się, że ostatnie 100 km szlaku jest kompletnie bez żadnego zasięgu. Po minutowym telefonie morale skoczyło bardzo do góry; uspokoiłem się, że uspokajam familię i zacząłem czerpać od szlaku, co najlepsze. Zaczęło się wymyślanie dziękczynnych pieśni. 🥰 Kolejny raz poczułem, jak moje serce wypełnia się wdzięcznością do Matki Natury za stworzenie takiego nieskazitelnego raju. Wdzięczność swą kieruję też do wszystkich, dzięki którym mogę tu sobie wędrować (😚). Pozostało nam podejście na Przełęcz Tjäktja, w trakcie którego zauważyłem, że przez dolinę goni nas deszcz. Zagęściliśmy ruchy, ale i tak trochę deszczu poszło po plecach. Sama przełęcz jest najwyższym punktem na całym Kungsleden – 1120 m, a zejście z niej jest usłane po prostu kupą kamieni. Szkoda mi Leśki z powodu kamienistego podłoża przez większą część dzisiejszego odcinka. Może jutro będzie choć trochę lepiej? Nie zmienia to faktu, że teraz już tylko schodzimy i będziemy coraz niżej. O 16.30 meldujemy się w schronisku Tjäktja. Koło niego jest wodospad i spora ilość śniegu, więc nie wypadało nie wziąć kąpieli w tak urokliwej rzece. Leśka za dzielną postawę dostała bonusowo suszone mięcho łosia. O 20.20 do mojego pokoju wparował Joachim, który miał spać we wcześniejszym schronisku. Co za niespodzianka! 🤠 Do końca niecałe 50 km…
Dystans: 37 km / 400 km
↗️ 677 m ↘️ 262 m