Ten długi piątek zaczęliśmy o 10:20 od przeprawy dużą łodzią na drugi brzeg jeziora Langas. Po drugiej stronie znaleźliśmy się już na terenie parku narodowego Stora Sjöfallet, gdzie skomunikowany z łodzią autobus zabiera hikerów w 30-kilometrową podróż do schroniska Vakkotavare. Z mojego rozeznania wynika, że nikt nie idzie tego odcinka asfaltowego pieszo, nie jest on wliczany w całkowity dystans szlaku i że to jest całkiem normalne na tym szlaku, że nie korzysta się z siły własnych mięśni tylko ciśnie tym autobusem ze wszystkimi. Nie będę wychylał się przed szereg. Od Vakkotavare zaczyna się takie podejście, że w końcu czuję ogień w łydkach. 🔥 Być może o tym śpiewał Ed Sheeran w refrenie: „I see fire over the mountain”. 😏 Wydostaliśmy się ponad brzozy i wyszliśmy na otwartą przestrzeń po kwiecistych łąkach w otoczeniu gór. Leśka złapała w zęby jakiegoś pierzastego ptaka, który uwił sobie gniazdko metr od szlaku. Zareagowałem w porę, skończyło się na utracie dwóch piór. Dzikuska. 😐 Przekroczyliśmy rzekę po kamykach prawie na sucho i zaczęliśmy schodzenie do ostatniej jeziorowej przeprawy na całym szlaku. Kilka kilometrów przed nią minęliśmy parę, facet był wyraźnie wyczerpany – wiosłował przez jezioro trzy razy. Podziękowaliśmy im, dzięki temu mieliśmy dwie łodzie na naszym brzegu. Znów szczęście się do nas uśmiechnęło. Gdy zeszliśmy do wody nie było nam już do śmiechu – wzmógł się wiatr, zaczął siąpić deszcz, a to oznaczało jedno: fale! Dopłynęliśmy raptem 50m od brzegu i zawróciliśmy. Fale wdzierały się na pokład, a łódką bujało dość mocno. Było duże ryzyko, że łódka zaliczy fikołka i będziemy za burtą. Na brzegu zobaczyliśmy obrazek jak z horroru. Brzegiem jeziora po wodzie szła para, ciągnęli swoją łódkę, którą przypłynęli z drugiego brzegu, ale fale ich rzuciły potwornie daleko od szlaku. Gościu, który wiosłował był kompletnie przemoczonym wrakiem człowieka. Mieliśmy trzy łodzie na swoim brzegu; oni nie mieli kompletnie siły na to by odstawić dodatkową łódkę na drugi brzeg oraz żeby wrócić. Musieliśmy działać, mimo zapewnień z tablicy ogłoszeń, że będzie kurs motorówką za półtora godziny. Joachim wziął sprawy w swoje ręce, związaliśmy liną plecaki, żeby nie poszły zbyt szybko na dno w razie wywrotki, ubraliśmy kapoki i ruszyliśmy. Powiedzieć, że byłem spękany, to nic nie powiedzieć, ale mój szlakowy partner to zawodowy żołnierz z dużym łódkowym doświadczeniem. Najspokojniejsza z nas wszystkich była Leśka. Mimo fal udało się pokonać ten 1 km jeziora Teusajaure. Moje ręce jeszcze długo się trzęsły, na zawsze zapamiętam to jeziorko. Później znów stromo do góry wzdłuż wodospadu i jakieś 8 km po płaskowyżu do schroniska Kaitumjaure, gdzie meldujemy się po 19:00. Mocny, pełen wrażeń dzionek.


Dystans: 26 km (w tym 3 km łodziami oraz dodatkowe 30 km autobusem) / 363 km
↗️ 774 m ↘️ 630 m