Drugi dzień wędrówki po Głównym Szlaku Sudeckim. Tym razem trekking od Biskupiej Kopy do pól za Jarnołtowem.
Góry (k)Opawskie
Wystartowałem o 6.45. Długie zejście do Jarnołtówka urozmaicone jest o widoki terenów, które dzisiaj nawiedzę. Za mostem zakochanych jest sklepik, gdzie kupuję kefir, ser, bułki i pęto kiełby dla psa. Po kilku kilometrach zatrzymuję się na polu z widoczkiem i wypełniam puste kichy śniadaniem mistrzów. 🙂 Robi się chłodno, ubieram rękawice i lecę w kierunku Kop: Tylniej, Średniej i Przedniej. Na tej ostatniej mam wrażenie, że ktoś wybudował sobie na szlaku ogrodzenie wokół wieżyczki widokowej. Jest na tyle nieintuicyjnie, że ani w jedną, ani w drugą żółtym nie mam wrażenia, że je obchodzę. Decyduję się na wbitkę w mocne zarośla. Nogi pokłute, pocharatane. Lekko wychodzę z siebie bluzgając na tych, co postawili to ogrodzenie. Trafiam w końcu na czerwony i schodzę wkurzony do Głuchołazów, gdzie uśmiecha się do mnie z billboardu Kamil Glik, proponujący promocje w Media Expert. Oby tylko nie wywinął jakiegoś babola na Euro. 😉
Znaczenie terenu a przemijanie
Spotykam dziś na szlaku martwego ptaka i jakieś podłużne, dawno wypatroszone zwierzę. Na to drugie truchło Leśka puszcza sika, co zmusza mnie do refleksji, gdzie tkwi most pomiędzy przemijaniem a znaczeniem terenu. 😎 W Gierałcicach zagaduje mnie młody człowiek o ksywie Owsik (obiecałam pozdrowić, więc pozdrawiam). Owsik chce mi urządzić królewski poczęstunek, ale gdybym się na niego skusił, to pewnie za daleko bym już dzisiaj nie zaszedł. 🤡 Miły ziomeczek. Za Sławniowicami dreptam po fajnym błotku i chłodzę stopy w potoku Łuża na szlaku.
Siesta w Jarnołtowie
W Jarnołtowie, który miał być moim zbawieniem, bo tu miałem nabyć prowiant na wieczór i jutrzejsze śniadanie, wychodzą niezłe jaja. Jeden sklep ma przerwę między 14.00 a 16.00, a jest 14.30. Rozlokowałem się pod sklepem, ale jeden życzliwy pan podzielił się informacją, że jest też drugi sklep, tylko nie wiadomo czy czynny. Ubieram z powrotem buty i lecę do niego. Czynny od 15.00, akurat skończyła się przerwa. Tutaj ludzie żyją chyba takim trochę greckim życiem, obchodzą siesty. 😉 Robię zakupy choć to pierwszy sklep, który odmawia Leśce wizyty w środku. Lecę na pola szukać miejsca na biwak. Uciekam przed deszczowymi chmurami przez cały dzień, teraz czuję, że może się nie udać. Wymyśliłem nawet Matkę Boską Pogodową i póki co działała. 😉
Deszczowy odpoczynek pod tarpem
Przez pola wchodzę w leśny zagajnik, kręcę film z totalną radością, że jest fragment płaski i w miarę osłonięty od wiatru. Obok znajduję miejsce na ognisko, starannie otoczone kamieniami. Jestem w raju! Nie jest jednak różowo, zaczyna coraz mocniej padać. Szybko rozbijam tarpa i chowam pod nim psa i plecak. Trochę jeszcze czasu schodzi mi na poprawienie śledzi, ale w końcu chowam się pod mój mikro-daszek i cieszę się miejscem. Póki co pierwsza fala deszczu ustała, ale jeszcze nie wiem, czy zdecyduje się na ognisko, czy kolację z kucheneczki. Prognozy na dziś i na jutro są niezbyt optymistyczne, do tego jest przeraźliwie zimno. Przygoda rozpoczyna się na dobre. 🏞️
Dystans: 34,8 km ↗️ 489 m ↘️ 980 m
Czas: 8h50min
Morale: pogodne z racji długo utrzymującej się dobrej pogody.
Piosenka dnia: „Leeeeeeśka” na melodię Leyla (ExCx) 🎶