Noc pod tarpem minęła bardzo spokojnie, choć szpej nałapał sporo wilgoci. Pobudka o 4:50, pakowanko i pożegnanie z miłym Viktorem z Czech oraz Adamem, który też idzie Szlak Karpacki i wieczorem przybył na pole namiotowe. Chłopina ma krótszy urlop i ładuje 40-50 km dziennie, więc dziś mnie łyka. Wyprzedził wcześniej też dwóch wędrowców. Nie wiedziałem, że mam za sobą poleton. Adam dziękował za przetarcie szlaku, głównie na zarośniętych łąkach. Dzięki pozostawionemu śladowi wiedział, gdzie się kierować.
Chwilę przed szóstą lecę już przez dolinę Jasiołki, gdzie mijam leśny cmentarz poległych tu żołnierzy. Po drodze jest sporo przydrożnych kapliczek, bocian i kilka kozłów sarny. Robi się trochę dziko – napotykam dwie niedźwiedzie „dwójki” i trochę akcentów wilczego władania tym terenem. Leśka oczywiście przykrywa to swoim moczem. 🙀 W końcu wędruje tutaj Psia Królowa polskich gór. 😻 Na wysokości Kamienia idzie się szlakiem zadumy. Co chwilę, czy po słowackiej stronie, czy po polskiej są leśne nekropolie. Zbutwiałe drewniane krzyże, zmurszałe nagrobki i pojedyncze groby, których jedynym śladem jest lekkie wzniesienie ziemi i włożony weń kamień. Ginęli tu żołnierze w trakcie I wojny światowej. Jeśli widzisz cmentarz na wsi/w mieście, to to się nawet nie mieści w granicach myślenia o takim cmentarzu. Czasem zarośnięte, ale czasem też zadbane, odchwaszczone. W środku lasu. Ginęli. Jeden po drugim…
Dalej już uśmiech 😉, bo trafiamy na niedźwiedzi trop i kupę, a później na kultowe oznaczenia informujące jak bardzo odległy jest Nordkapp i rumuńskie Babadag. Pachnie Stasiukiem. 😎 A po chwili największa niespodzianka dnia – bród Bielczy. Leśka za namową przepływa, ja ściągam buty i podwijam majty po pachy. Wody aż po tak zwaną męskość. 🤔 Bez wątpienia wspaniała atrakcja, ale współczuję niewysokim osobom, które przechodzą tę rzekę po kilkudniowych opadach… Później liczy się tylko dociśnięcie pięknym lasem do Barwinka, gdzie stacja benzynowa jest pierwszym punktem zaopatrzeniowym od kilku dobrych dni. Odbijam od szlaku ruchliwą szosą aż 4 km do Tylawy na nocleg, co uważam za aberrację, ale dziś jest mój szczególny dzień, który chciałem uczcić sobie noclegiem w zajeździe, gdzie serwują pizzkę. W takich chwilach – jak nigdy – doceniam jedzenie i dobra cywilizacyjne.
Dystans: 29 km / 364 km
↗️ 617 m ↘️ 822 m⌛6h20min
Piosenka dnia: „Daaaaane nam było
Słońca zaćmienie
Nastęęępne będzie
Może za sto lat” – BS.