Do moich gospodarzy nie przyjechali wczoraj goście, którzy wystraszyli się pogody. Dzięki temu dostałem przestronny pokój i miałem cały duży dom dla siebie. Popołudnie spędziłem z kocem i kurtką na balkonie, bo tylko tam był zasięg, a przecież muszę Wam jakoś dostarczać te raporciki. 😉 Rano wymarsz punkt 6:00. Na dzień dobry Leśkę ponosi fantazja i próbuje wejść w zwinięty drut kolczasty. Nie ma nudy z pieseczkiem. 🤡 Podejście na Przehybę to Beskid Sądecki w pigułce – nie może być ani krótko, ani łagodnie. Znów dzieje się coś niezwykle fartownego: wyciągam kamerkę i kręcę trasę, a tu nagle przed nami wariacko leci kolejny zając. Ale przypadek! Mamy to na kamerce. 🙉 Przystanąłem na siku z pięknym widokiem na ptaka (sorry za dwuznaczność 🤪). Śpiewał sobie i fruwał między drzewami. Obok dzięcioł, którego ochrzciłem Dudikoffem łupał uparcie w ramach swej profesji drzeworytniczej. Słońce od rana zapowiada, że dziś nie będzie litości dla psiego futerka. Co ok. 30-40 minut stajemy i się nawadniamy. Od Rozdroża pod Wielką Przyhybą wchodzę na odcinek szlaku, który przechodziłem ostatnio w grudniu i znów jest ekstra-widokowo. Jest lekki napad głupawkowy. Radziejowa stamtąd to czysta przyjemność, a zapas sił pozwala mi wbiec na wieżę widokową (specjalnie dla widzów kanału LabTrekking na YT 😎). Na kamienistym zejściu z najwyższego szczytu Sądecczyzny Leśka nabawia się jakiegoś mikro-urazu. Siada i wylizuje tylną łapkę, u mnie już prawie serce w gardle, choć staram się zachować spokój. Jakiś kawałek większego igliwia, coś a’la drzazga znajdowało się między opuszkami. Po dokładnym opatrzeniu i porcji czułości można ruszać dalej. Zejście do Rytra dłuży się w nieskończoność, ważne, że lwia część szlaku leci lasem – przyjemny cień pozwala jakoś doturlać się w dolinę Popradu. Idąc już po asfaltowej drodze jest super widok na zamek nad Rytrem. W miasteczku pozwalam sobie na obiad i wzorem dnia poprzedniego – złocistą baterię.🔋 Zostają 3 km i 500 m w górę. To nie są normalne wartości. 🙄 Koszulka ma odzwierciedla emocje szlakowe – na całym jej przedzie widać znamiona spontanicznej laktacji. Innymi słowy: zalałem się potem. Jaka to jest piękna satysfakcja – dojść w tym upale do Schroniska Cyrla, stanąć w kolejce za tuzinem dzieci z jakiegoś szkolnego wyjazdu, a później móc wypić zimne piwko. 🍺
Zacząłem dziś trochę głębsze rozmyślania o tym szlaku. Zauważyłem, że zaczynam się z nim docierać. Przez wiele kilometrów myślałem czy to już czas na wyświechtane hasełka, ale już czuję, że jestem w stanie od tego szlaku przyjąć wszystko, co mi da, ale też jestem w stanie oddać mu wszystko, co tylko mogę. Powoli zawierzam mu całego siebie. Płyniemy razem, spajamy się, stajemy się jednością.


Dystans: 26 km / 234 km
↗️ 1305 m ↘️ 1304 m⌛7h50min
Morale: united.
Piosenka dnia: „Porządek panuje w Warszawie
Porządek panuje w Gdańsku
Porządek panuje na Śląsku
Cała Polska… Taka, taka spokojna!” (PP)