Agroturystyka, w której spałem chętnie przyjmuje wędrowców. Pani opiekująca się tym miłym przybytkiem potwierdza, że turyści podkreślają dzicz szlaku.
Dynowskie atrakcje
Zaczynamy dzień drugi od przejścia przez Dynów, w którym ruch i hałas jak sto pięćdziesiąt. Kilka pozycji architektonicznych i zakupy w Delikatesach Centrum. Życzliwa Pani ze sklepu wpuściła mnie do tego dużego marketu z psem, a pod samym sklepem jest miseczka z wodą dla czworonogów. No brawo!
Wyskakuję z butów
Za Dynowem żarty się kończą – pierwsza tabliczka ostrzegająca o możliwości spotkania niedźwiedzia. Pomiędzy zacienionymi lasami pojawiają się wspaniałe łąki. Przy zejściu z jednej z nich gubię na chwilę szlak. Wchodzimy na Urbańsk, tutaj góry w końcu mają nazwy. I tutaj kręcąc film, w którym mówię o tym, że szlak w tym miejscu wiedzie inaczej niż na mapach, wchodzę w ultra-błoto. Nogi momentalnie grzęzną głęboko, a ja dobitnie sprawdzam, co to znaczy frazeologizm „wyskoczyć z butów” i dodatkowo przewracam się w tę breję. Wszytko nagrane. Czyż to nie wspaniała rekomendacja subskrypcji kanału LabTrekking na YT? 🤓 Klnę, stoję na tym błocie w samych skarpetach i mocuję się z wyjęciem butów. Po przeraźliwie rozjeżdżonym szlaku wchodzę na stresującą mnie Kruszelnicę. Tydzień temu szedł tędy jeden turysta i spotkał starego niedźwiedziego samca, który ponoć tu urzęduje. Jak Leśka łapie co chwilę jakiś trop, to aż mam cieplutko tu i ówdzie.
Błotnisty Masyw Piaskowej
Złazimy do Piątkowej i przy gospodarstwie podchodzą do nas byczki, na szczęście są z drugiej strony pastucha. Rozpoczynamy podejście na Masyw Piaskowej. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem takiego błota na szlaku. Kolejną cegiełkę dorzucają panowie prowadzący prace leśne, którzy akurat przejeżdżają ciężkim sprzętem i dodatkowo „użyźniają” glebę. Tutaj, aby dać krok musisz rozważać wszystkie kierunki, bo czasem lepiej się wycofać i szukać innej możliwości powolnego stawiania kroczka za kroczkiem. W końcu się to kończy, a każdy metr wygodnej szutrówki cenię, celebruję i wyrażam wdzięczność. Wyciągam wówczas komórkę i czytam niesamowity komentarz od Pani Doroty, która jest osobą niewidomą i wkrótce – także dzięki naszej zrzutce – dostanie kolejnego przeszkolonego psa przewodnika z Fundacji Pies Przewodnik. Porusza i buduje mnie to okrutnie, że ten marsz ma OLBRZYMI sens.
Piekło Sufczyny
Schodzę do Sufczyny, gdzie znów na chwilę gubię szlak, później przedzieram się przez chaszcze, pokrzywy i powalone drzewa. Wczoraj na grupie poświęconej temu szlakowi jeden miły człowiek napisał mi coś takiego: „Teraz przed Tobą tylko Gąszcz Kruszelnicy, Ślizg w Piątkowej, Piekło Sufczyny i Krzaki Krzeczkowej i można uznać, że trudy części pogórzańskiej pokonane”. No to część z tych smaczków już szczęśliwie za nami. A przy okazji: chciałbym podziękować osobie, która (chyba prywatnie?) wspomaga/wyręcza lokalny PTTK i rozwiesza w newralgicznych miejscach biało-niebieską taśmę. To bardzo miłe, że komuś zależy. W Sufczynie odbijam na agroturystykę w Nowej Wsi. Jeszcze chyba nigdy nie byłem tak uwalony błotem jak dziś. Jakiego aspektu dziczy bym nie analizował – tak, ten odcinek szlaku to nie jest propozycja na niedzielny spacerek z rodzinką.
Dystans: 30 km / 70 km
↗️ 552 m ↘️ 537 m⌛7h
Piosenka dnia: „San jest taki płytki
Gdzie Beniowej brzeg
Dzieli ludzi, dzieli myśli
Straszny jego gniew” – KSU.
Kleszcze battle: Leśka – Paweł 13:1