W Chorwacji nikt nie wpada na dziwaczne pomysły ograniczania szlaków dla psich turystów, przez co spokojnie można pochodzić sobie po naprawdę okazałym Parku Narodowym Paklenica. Zapraszam na kilka słów i film o niezapomnianym tripie po kanionie Velika Paklenica.
Dogs are welcome
Dzień przed wyprawą wpadam do informacji turystycznej i pani z uśmiechem pokazuje mi trasę, którą spokojnie mogę przejść z psem. Dowiaduję się, że większość szlaku jest zalesione, więc prażące słońce nie będzie aż tak doskwierać futrzanemu wędrowcowi.
Nazajutrz podjeżdżam pod park ok. godziny 7 rano. Jest sierpniowy, lekko deszczowego dzień. Kupuję bilecik wstępu (50 kn) i pytam, czy konieczny jest także bilet dla psa. Strażnik parku wraz z panią w kasie popatrzyli na mnie dziwnie, po czym uśmiechnęli się i powiedzieli, że piesek jest mile widziany w parku i jest gościem, który nie płaci. No, takie nobilitacje to ja rozumiem. Przy wejściu na teren parku jest parking samochodowy, który niezwykle szybko i szczelnie się wypełnia.
Niedźwiedzie stresy
Ruszamy w trasę czerwonym szlakiem, mijamy turystę schodzącego z gór. Pewnie kimnął się w schronisku albo przyszedł cyknąć fotki wschodu słońca. Zaraz, przecież jest zachmurzenie i siąpi mrzawka, która na szczęście powoli ustępuje i słońce wychodzi zza chmur. Raz za razem między drzewami wydostają się szczyty Welebitu. Docieramy do ścieżki Anića luka, która prowadzi obok Anića Kuk (712 m n.p.m.), mekki turystów uprawiających wspinaczkę. Dalej ciśniemy obok chatki Lugarica i docieramy pod schronisko PD „Paklenica”. Sunny zażywa kąpieli w klimatycznym basenie (więcej na filmie) i ruszamy dalej w kierunku Malej Močili. Dopiero wówczas zdaję sobie sprawę, że trzeba jeszcze mocno zejść do wąwozu, ażeby z powrotem wejść na górę. Przy Malej Močili coś szeleści w krzakach i zaniepokojeni wieloma opowieściami o niedźwiadkach przyspieszamy w kierunku Jurline. Coraz więcej zapierających dech w piersiach widoków, są momenty, że między szczytami przebija się morze. Mimo, że od kilku godzin nie mijamy już żadnych turystów i mimo osławionych medvjedi – zdecydowanie warto. Dopiero schodząc w kierunku bazy startowej pojawiają się coraz liczniej nadciągający wędrowcy. Nawierzchnia to głównie usypane niewielkie kamienie, które przy energicznym schodzeniu jeszcze się obsuwają. Zdecydowanie odradzam śliskie adidaski.
Momenty, gdzie kończy się zalesienie są najtrudniejsze dla psa, ale na szczęście jest tego jedynie około 10%. Wybierając się latem z psem w trasę oznaczoną czerwoną farbą warto rozpocząć wędrówkę jak najwcześniej. W okolicach południa patelnia jest niemiłosierna. Nasze przejście zajęło ok. 5h przy wielu przystankach i bez forsowania tempa. Miejsca z wodą pitną są jedynie w niższych partiach oraz w schronisku. Warto o tym pamiętać wybierając czerwony szlak.
Powyżej schroniska odbijając na chwilę w kierunku Ramića dvori dociera się do rozdroża w kierunku Vaganskiego vrhu (1757 m n.p.m.). To najwyższy szczyt Welebitu. Mimo, że estymata na tabliczce mówi o 5 i pół godzinach jako czasie przejścia, to wydaje się, że warto. Ze względu na grube psie futro na pewno nie upalnym latem, ale jeszcze kiedyś chętnie tam wrócimy.
Soundtrack: Dopelord – Navigator.