Nie mogłem w nocy spać. Żyję szlakiem. Emocjonuję się nim bardziej niż przed pierwszym dniem. Analizuję przewyższenia, estymuję czasy przejść. Po głowie o drugiej w nocy pałętały się myśli, żeby już ruszyć, ale tylko posmarowałem stopy Sudo-kremem i przewracałem się z boku na bok.

Charakterna Zadzierna

Udało się ruszyć o 5:00. Wszystko pod pieseczka – wiem jak średnio znosi upały, więc im mniej jestem z nią na tej patelni, tym lepiej. W planie dzisiaj Rudawy Janowickie. Chwilę za Lubawką idziemy długo drogą 369, na szczęście o tej porze nie ma zbyt wielu pędzących samochodów. Z drogi tej patrzę na Zadzierną i myślę sobie: „eee, mała górka”. Jakiż to był błąd! Chwilę później przekonuję się, że właściwa Zadzierna była schowana za pierwszym podejściem. Zadziorne pazury wyciągnięte w stronę takiego niedowiarka jak ja powodują, że tego dnia pot zalepia mi powieki po raz pierwszy. Nie ma co płakać, bo po stromym wejściu WIDOKI rekompensują wszystko. Pamiątkowe zdjęcie do albumu zatytułowanego: „dwa śmieszne ptysie porywają się z motyką na słońce” i można lecieć dalej. Brama Lubawska stoi przed nami otworem.

Ze zwierzętami na szlaku

Przed Paprotkami ktoś postanowił ogrodzić swoją prywatną posesję, przez którą idzie szlak. Siatkę z jednej strony obchodzę, ale po kilkudziesięciu metrach znów jest ogrodzenie więc sobie je kulturalnie otwieram i zamykam. W Stanach już by mogli do mnie celować. Na szczęście jestem tylko w Paprotkach. Zbliżam się do miejsca, od którego jest już bardzo blisko na teren jednego z piękniejszych festiwali, na jakich byłem – LAS Festu. Idę jednak w drugą stronę, na Starą Białkę, gdzie zaraz po wejściu do lasu Leśka leci w przeciwnym kierunku niż nasz kierunek marszu. Sarna nas obeszła 7 metrów za plecami. Miałem dzisiaj sporo bliskich sarnich spotkań. I jedno z zającem, to już trzeci odnotowany na szlaku.

Na Liściastą, hej!

Przechodzę przez Szarocin i zaczyna się superanckie wejście na Liściastą. Wymyślam nawet, że jej nazwa wzięła się stąd, że kiedyś ktoś komuś sprzedał tam liścia i tak już zostało. 😎 Piękne i mocno zacienione są te lasy, ale wyschnięte okrutnie. Dobrze, że wziąłem ze sobą 4 litry wody. W moment mijam łąkę pomiędzy jednym lasem a drugim, gdzie czuję się jak w Bieszczadach. Przed nami perełka Rudaw Janowickich na szlaku – Ostra Mała. Tym razem szczególnie podziwiam Leśkę jak ona cudownie wybiera właściwą ścieżkę pomiędzy korzeniami a dużymi skałkami. Idę za moim nawigatorkiem. Dochodzimy na szczyt i odbijamy 200 metrów do punktu widokowego. Nie ogarniam, że on jest tuż obok i włażę na niemal pierwsze lepsze skałki by cyknać fotę. Trafiam tam na opalającą się dziewuszkę, z którą ucinam sobie kilkudziesięciominutową pogadankę o tym, że jest takie socjologiczne zjawisko, że ludzie (często po jakiejś traumie) potrafią bardziej kochać zwierzęta niż innych ludzi. Mega sympatyczna rozmowa, dzielę się wlepką i zachęcam do subskrypcji kanału na YT. Wszędzie marketing, nawet w górach. 😁

Skwar, upał, patelnia

Schodzę przez wiatę przy Kamiennej Ławce i przypominam sobie jak 15 miesięcy temu tu biwakowałem. Wówczas wchodziłem tu z drugiej strony z dwoma znajomymi Marcinami. Wyznałem im wówczas, że od lat marzy mi się Główny Szlak Sudecki, ale jestem miękką fają i te myśli są takie nierealne, odległe. Dziś tu jestem. Jeeeee! Uśmiecham się pod nosem, że doprowadziłem do tego momentu. Dochodzimy do granic Bukowca i tu zaczyna się asfaltowy koszmar w samo południe. Jeśli mnie pieką stopy przez podeszwy butów, to co na to opuszki tej małej wędrującej ze mną istoty? Kilkaset metrów podprowadza nas piesek-amant z wioski. Wietrzę tu lekkie psie zauroczenie. 😉 Chłodzę Lesię gdzie tylko się da, zaczynamy robić coraz częstsze przerwy. Udaje mi się last minute klepnąć spanie w Mysłakowicach, gdzie podążamy czem prędzej. Myślałem dziś o noclegu plenerowym, ale jest zdecydowanie za gorąco. Szybko śmigamy przez Park Krajobrazowy w Bukowcu, gdzie mam wrażenie, że jest trochę mniej znaczeń szlaku niż na całej trasie. Jest za to ładny stawik. Kilka kilometrów za Mrowcem mamy swoją kwaterkę. Jutro na dobre witamy się z Karkonoszami…


Dystans: 33 km ↗️ 1252 m ↘️ 1354 m
Czas: 8h5min.
Morale: aż za pogodne.
Piosenka dnia: „Szukam, szukania mi trzeba
domu gitarą i piórem.
A góry nade mną jak niebo,
a niebo nade mną jak góry”. (WGB) 🎶